UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.92' for table 'nfl24_settings' NFL 24 - Twoje centrum informacji o lidze NFL i Futbolu Amerykańskim - Artykuły: Wywiad z Jędrzejem Stęszewskim
Nazwa użytkownika
Hasło

Zapamiętać?
Zapomniane Hasło?
Szukaj:


UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.92' for table 'nfl24_articles'
  Wywiad z Jędrzejem Stęszewskim
W obszernym wywiadzie dla NFL24.pl, Jędrzej Stęszewski prezes Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego, opowiada w rozmowie z Piotrem Berą o powstaniu Topligi, prognozach na przyszłość, reprezentacji narodowej, kulisach SuperFinału i rozwoju klubów.



NFL24: Topliga to sukces czy porażka?

Jędrzej Stęszewski: Trudne pytanie. Ostatni akcent minionego sezonu na pewno był ogromnym sukcesem. Superfinał może przyćmił cały sezon i to jak działała najwyższa klasa rozgrywkowa, ale myślę, że obecna formuła nie jest zła.

Od początku miałem zastrzeżenia do projektu ze względu na tryb konstytuowania się ligi. W tej chwili można powiedzieć że Topliga to będzie dobry produkt, który pozwoli futbolowi amerykańskiemu wyróżniać się pozytywnie nawet na tle naszych kolegów z Niemiec czy Austrii. Już obecnie mamy świetne relacje i z IFAF. Na ostatnim kongresie w Teksasie przyjęto nas bardzo ciepło i z bardzo dużym uznaniem wypowiadano się na ten temat co udało się zrobić w Polsce.

Jesteśmy blisko sformatowania ligi pod regularne transmisje telewizyjne. Futbol jest coraz bardziej rozpoznawalny. Ludzie wiedzą, że SuperFinał to futbol amerykański. Mamy poważnych partnerów, to jest właściwy moment, żeby zacząć „błyszczeć”. W sześć lat dokonaliśmy rzeczy, które innym zajęło dekady, ale to cały czas początek drogi.

Jak powinna wyglądać Topliga w przyszłym sezonie?

- Jesteśmy na etapie zaawansowanego projektowania kształtu rozgrywek w Polsce, poprosiłem o pomoc doświadczonych specjalistów, będzie to projekt za który sam wezmę odpowiedzialność. Mam w tym temacie wsparcie i pomoc Tommy’ego Wikinga, prezesa Międzynarodowej Federacji Futbolu Amerykańskiego. Spieszymy się, ale to musi być pomyślane z perspektywą, wspólnie z Wydziałem Sędziowskim mamy za sobą parę lat pracy w trudnych warunkach. Chcemy stworzyć podwaliny pod długofalowy, profesjonalny projekt, zwłaszcza że sukces SuperFinału otworzył nam wiele drzwi, które wcześniej były zaryglowane.

Ważne jest postawienie sobie pytania ile meczów w sezonie mogą rozegrać kluby. Finaliści Topligi rozegrali ich 12 w trzy i pół miesiąca. Finaliści w PLFA I osiem w czasie trochę krótszym. Formuła jest dobra, ale trzeba popracować nad organizacją. Na pewno nie może być planowana w ostatniej chwili.

To dlaczego Topliga powstała tak nagle?

- Pojawiła się szansa współpracy z NFLPA (National Football League Players Association). To było katalizatorem działań, choć ostatecznie Amerykanie nie weszli w projekt.

Wspólne działania z NFLPA to pomysł Warsaw Eagles?

- Właściciela klubu Paula Kuśmierza, który ma koneksje w NFLPA. Jednym z ich pomysłów było wspomożenie ligi.

Jaką rolę w powstaniu Topligi Pan odegrał? Mówi się w kuluarach, że sprzedał się Pan Eagles lub wycofywał ze swoich słów czy działań gdy okazało się, że NFLPA jednak nie będzie współpracować z PLFA.

- Takie komentarze są niegodziwe. Zresztą futbol amerykański to nie piekiełko piłki nożnej, nie spodziewam się żeby ktoś poważny używał w dyskusji „sprzedał się”. To nie ten poziom, nie to środowisko.

A całe zamieszanie wokół Giants Wrocław? Na ten temat wszyscy wszystko wiedzą, ale tak naprawdę nic nie wiedzą. Istnieje temat długów, ale sam klub czuje się urażony.

- Giganci mają zadłużenie wobec ligi, obecnie nieduże, ale zadłużenie nadal istnieje. Wkrótce ten temat ma zostać zamknięty. Czas weryfikuje pewne sprawy i okazało się, że była to dobra decyzja. Giants rozegrali sezon w lidze czeskiej, gdzie nie ma wielkich odległości do pokonania i rozgrywa się niezbyt dużą liczbę meczów, a mimo to nadal mają spore problemy finansowe. Wrocławianie musieli uciekać się do pożyczek od osób prywatnych by móc rozegrać sezon. Przed sezonem w Czechach Giants zwrócili się z prośbą o rekomendację do ligi czeskiej. W korespondencji z szefem europejskiej federacji przekonałem go, że to dobry pomysł. To otworzyło Gigantom drogę do tych rozgrywek. Od przyszłego sezonu w klubie będzie funkcjonował poważny sponsor – firma Mitutoyo. Szef oddziału tej firmy w Polsce Jakub Ruszkowski gwarantuje wniesienie nie tylko zabezpieczenie finansowania, ale też biznesowego i organizacyjnego know-how.

Inne kluby też mają zadłużenie wobec ligi?

- Tak ale są to kwoty niewielkie, chociaż nie w przypadku wszystkich drużyn. Są też niestety kluby, które nie grają już w lidze a nadal winne są jej pieniądze. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zaprzepaścić to co już osiągnęliśmy. Brutalnie mówiąc, Topliga to koń pociągowy futbolu amerykańskiego w Polsce. Oczywiście inne kluby też fantastycznie działają czy to na polu lokalnym czy regionalnym. Jednakże o sile tej dyscypliny zawsze stanowić będzie najwyższa klasa rozgrywkowa. Musimy postawić sobie pytanie czy chcemy prezentować dobry amatorski poziom czy pójść wyżej. Finał pokazał, że mamy potencjał biznesowy i cieszymy się zainteresowaniem mediów. Tu nie chodzi o to, żeby się sprzedać i zrobić z futbolu maszynkę do zarabiania pieniędzy. Tak naprawdę każdy sport nie przeskoczy pewnego pułapu jeśli nie ma dobrego planu biznesowego. Ten pułap osiągnęliśmy już w zeszłym roku. Jest grupa klubów która chce iść dużo dalej i pokazywać ten sport w telewizji.

Gdynia, Warszawa, Wrocław? A gdzie reszta?

- W idealnym świecie mielibyśmy osiem równych sportowo i biznesowo klubów. Rzeczywistość jest jednak inna. Seahawks, Eagles i Devils to nasze rodzynki pod względem organizacyjnym, sportowym, biznesowym i promocyjnym. Są daleko przed całą resztą. Dlatego muszą pojawić się inwestorzy, którzy powodują, że klub po prostu rozwija się i stagnacja nie jest możliwa. Dla mnie każde pół roku gdy nie idziemy do przodu to stracone kilka lat.

Możliwe jest włączenie do PLFA klubu z zagranicy w celu podniesienie poziomu sportowego?

- Wydaje mi się, że na tworzenie ligi inter-krajowej jest za wcześnie. To mogłoby się sprawdzić gdyby np. w Pradze była drużyna nie tylko ze świetnym poziomem sportowym (a takie są obie drużyny ze stolicy Czech), ale też znakomita marketingowo, promocyjnie i organizacyjnie. Zwykle o takich przedsięwzięciach najlepiej świadczą najsłabsze ogniwa. Jeżeli na mecz jednego klubu przyjdzie 100 osób, a na drugi 2000 to i tak wszyscy ocenią całość ze względu na tych słabszych. Europa nie jest gotowa na takie rozgrywki.

To może Topliga istniejąca na wzór modelu ligi czeskiej, tak popularyzowanej przez Giants?

- Ten model jest bardzo nieprzejrzysty i sztuczny. Nie wiadomo też kto ma rozegrać ile meczów. Nasz obecny format Topligi gdzie jest sześć zespołów, gdzie każdy gra z każdym u siebie i na wyjeździe to najbardziej sprawiedliwy model. Model czeski jest także niezrozumiały dla mediów. Tak na marginesie mogę powiedzieć, że kilka klubów czeskich chciało dołączyć do niższych klas rozgrywkowych PLFA doceniając organizację i promocję tego sportu w naszym kraju.

To w takim wypadku jak wyrównać poziom między klubami?

- Znowu wracamy do tego, że świat idealny nie istnieje. Znalezienie inwestorów jest najsensowniejszym rozwiązaniem. Oczywiście nie wszystkim to może się podobać, ale nie ma innej drogi. Zawsze następuje stagnacja gdy, po początkowej euforii związanej z założeniem klubu i występami w lidze, przychodzą porażki. Tylko czy każdy zadał sobie pytanie jak futbol będzie wyglądać za 5 czy 10 lat?

Niektóre kluby ratują się fuzjami.

- Fuzje nie są złe, oczywiście wszystko zależy od tego na jakich zasadach są przeprowadzane. Błędem może być przeprowadzenie fuzji dobrze prowadzonych, działających na chłonnych futbolowo obszarach, zespołów z szerokimi składami. Po takiej integracji niektórzy zawodnicy po prostu się w nim nie mieszczą. Poza powiększeniem składu musi za fuzją iść większa możliwość promocyjna. To jest czasem szansa na przetrwanie klubu.

Czy istnieje górny limit ilości drużyn w Polsce? Czy możemy ich mieć po prostu za dużo, co wpłynie negatywnie na poziom ligi?

- Gdzieś na pewno istnieje limit. Natomiast nie należy się sugerować kryterium wielkości miast. Teoretycznie w dużym mieście dużo łatwiej jest zbudować drużynę. Z drugiej strony trzeba rywalizować z wieloma innymi klubami sportowymi i wydarzeniami kulturalnymi. Seahawks dzięki triumfowi zaczynają przebijać się w Trójmieście, Eagles są rozpoznawalni w Warszawie, to samo Devils we Wrocławiu. Sądzę, że najbliższe pięć lat pokaże ile drużyn jesteśmy w stanie utrzymać. Jeśli odniesiemy się do 80-milionowego kraju, czyli Niemiec, gdzie w futbol gra 50 tys. osób, to w Polsce powinno być 20 tys. zawodników. Jednak pamiętajmy, że tam futbol ma ponad 30-letnią tradycję.

Kwestią jest na ile powstające inicjatywy są poważne. Dużo z nich zdaje się istnieć tylko na Facebooku. Ciężko je ocenić dopóki nie zobaczy tych drużyn na boisku. Dla nowych drużyn dobrą opcją jest liga ósemek, której nie trzeba traktować tylko i wyłącznie jako ligi rozwojowej. Dla niektórych klubów z mniejszych miast to może być cel sam w sobie. W przyszłym roku w ósemkach może wystąpić nawet 20 drużyn.

Dobrym przykładem typowo facebookowej promocji są Kraków Football Kings. Na ten moment ich działania ograniczają się do promocji profilu.

- To nie jest dobra metoda. Ludzie, którzy decydują się polubić taki profil, później będą go ukrywać. Zapisali się bo jest fajnie, ale później szybko mogą się wypisać.
Społeczność klubów i kibiców trzeba budować organicznie. Profile Devils Wrocław, AZS Silesia Rebels czy Warsaw Eagles są prowadzone bardzo fajnie i profesjonalnie. Oczywiście nie mówmy, że Facebook to najważniejsza rzecz na świecie, ale to jest jednak potężne narzędzie promocyjne. Oczywiście kibicuję wszystkim inicjatywom futbolowym.

Kiedy Topliga będzie mieć sponsora generalnego?

- Nasi partnerzy finałowi odnieśli potężny sukces marketingowy, kilkanaście bądź kilkadziesiąt razy przebijając zyski jeśli chodzi o wartość ekspozycji medialnej w stosunku do inwestycji. Pokazaliśmy swoją atrakcyjność. Jednakże wiele zależy od struktury rozgrywek i transmisji telewizyjnych, bo to najbardziej interesuje sponsorów. Oczywiście w walce o sponsorów nie możemy się porównywać do żadnej z dużych dyscyplin np. do koszykówki, która przechodzi w Polsce gorszy okres. Koszykarskie kluby mają kilku-/kilkunastomilionowe budżety, choć na mecze przychodzi nie często więcej niż tysiąc widzów. To jednak jest sport tradycyjny, a my startujemy ze sportem, który jeszcze kilka lat temu u nas nie istniał. Przyszłoroczny finał znów gramy na Stadionie Narodowym, ale to już nie będzie cel sam w sobie. Finał był po to, żeby pokazać, iż istniejemy i potrafimy zorganizować coś na świetnym europejskim poziomie. Prezes Międzynarodowej Federacji Futbolu Amerykańskiego Tommy Wiking powiedział po meczu, że SuperFinał to punkt przełomowy dla całej futbolowej Europy. Nasza impreza pokazała, że jeśli można coś zrobić u nas, to można wszędzie. Absolutnie się z tym zgadzam.

Polska to kraj przywiązujący dużą wagę do historii, a my jej nie mamy. Spotykałem się z opiniami, że mamy igrzyska zamiast chleba i już niedługo futbol może się znudzić, w sytuacji gdy zawiodą zwykłe mecze sezonu regularnego.

- Musimy wytężyć swoje wysiłki w aspekcie edukacji i coraz bardziej obniżać poziom wiekowy osób uprawiających futbol. Po to zorganizowany jest turniej juniorów w Bielawie dla młodzieży w wieku 14-15 lat. Co więcej, udało nam się pozyskać 400 kompletów sprzętu dla juniorów ze Stanów Zjednoczonych. Jest to sprzęt używany, ale całkowicie odrestaurowany i zdaniem naszych amerykańskich partnerów wygląda jak nowy, co ważne jest kompletny. Poczynając od kasków i ochraniaczy Riddell po ochraniacze na uda. Nie byłoby to możliwe bez znakomitych stosunków z USA Football i IFAF.

Duże eventy mają prawo się znudzić, ale gdy jest ich przesyt. Nie w sytuacji jednego lub dwóch dużych wydarzeń w roku. W grudniu planujemy zorganizować turniej halowy w jednej z najładniejszych hal w Polsce. Wiele wskazuje na to, że jedną z drużyn będzie znamienity gość z Ameryki.

Na jakich zasadach kluby otrzymają ten sprzęt?

- Przede wszystkim trzeba pokryć koszty cła i przewozu prosto z USA W tym miejscu pragnę podziękować firmie MSC i Jurkowi Cetnerowskiemu za pomoc w transporcie tego sprzętu z Birmingham w Alabamie. Natomiast poza opłatą przewozu i cła kluby otrzymają sprzęt nieodpłatnie. Chcemy go przekazać dalej, żeby rozwijać sekcje juniorskie. To będzie wymóg otrzymania sprzętu, który obwarujemy różnymi obostrzeniami np. zakazem sprzedania go. Nie zakładamy złej woli, ale różne rzeczy mogą się wydarzyć. Wartość użytkowa całej przesyłki to ok. ćwierć miliona złotych.

We wspomnianym wyżej turnieju w Bielawie będą rywalizować tylko cztery zespoły...

- Nie wiem z czego to wynika tak niskie zainteresowanie. Jednym z większych problemów zawsze są finanse, ale pojechanie na jednorazowe wydarzenie do Bielawy, gdzie Przemek Klinger zorganizował na miejscu wyżywienie i nocleg nie jest wielkim wyzwaniem. Myślę, że przeszkodą mogą być nadal ograniczone moce organizacyjne klubów, ale to zmienia się z każdym sezonem. Niestety niektóre kluby nie myślą perspektywicznie. W Niemczech i Austrii posiadanie drużyny juniorskiej jest wymogiem uczestnictwa zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Taki warunek uczestnictwa w Toplidze również jest rozważany?

- Zmuszanie kogoś to nie jest dobra droga, ale to się sprawdziło w niektórych krajach. Za kilka lat to młodzież będzie świadczyć o sile futbolu w naszym kraju.

Sezon Topligi i PLFA I za nami a nadal nie poznaliśmy drużyny sezonu. Z drugiej strony nagrody indywidualne w Toplidze były bardzo kontrowersyjne, jak przebiegało głosowanie?

- W Toplidze trenerzy wybierali po jednym zawodniku na każdą pozycję z pięciu pozostałych klubów. W przypadku nie nadesłania przez trenera w terminie głosów, jego gracze nie byliby brani pod uwagę w rankingach. Niektóre nagrody faktycznie mogą dziwić.

Natomiast w PLFA I część drużyn nie grała między sobą. Siłą rzeczy część trenerów nie widziała na oczy zawodnika z innej grupy. Głosować na zawodników tylko ze swojej grupy, przy tak małej liczbie drużyn, nie jest sensowne.



Dwa lata temu powiedział Pan w rozmowie ze mną, że sukcesem będą internetowe relacje live. To co się stało 15 lipca, chyba przerosło najśmielsze oczekiwania.

- Szansa na rozegranie finału na Stadionie Narodowym pojawiła się kilka tygodni przed meczem w Bielawie. Firma Lowella Hussey'a otrzymała pokaźną dotację z miasta na finał w Bielawie, ale jak przyszło co do czego to mecz organizowaliśmy z Przemkiem Klingerem, a liga poniosła straty. Do dzisiaj odzywają się do nas różne podmioty licząc na to, że spłacimy nie nasz dług. Tym bardziej mecz na Narodowym wydawał się marzeniem. Wraz z Patrykiem Tyryłło spotykaliśmy się wtedy z byłym już prezesem Narodowego Centrum Sportu Rafałem Kaplerem i bardzo poważnie rozmawialiśmy na temat organizacji finału w 2013 r. Sam Rafał namówił nas na organizację meczu w 2012 r. Szybko zbudowaliśmy świetny zespół organizacyjny, z którym według NCS-u pracowało się lepiej, niż z UEFA. Ponad pół roku katorżniczej pracy, zdobywania zaufania sponsorów i działań medialnych. Dopiero na kilkanaście dni przed finałem mogliśmy mniej więcej stwierdzić jaka będzie frekwencja. Sprzedaliśmy wtedy kilka tysięcy biletów, ale w ciągu ostatnich 10 dni promocja wydarzenia w mediach była ogromna. Ryzyko powiększał jeszcze piknik przedstadionowy, którego organizacja wymaga dużych nakładów finansowych i przygotowawczych. Chcieliśmy się jednak bardzo odróżnić od innych imprez sportowych i od samego początku wiedzieliśmy, że to nasz swego rodzaju „futbolowy obowiązek”. Do tego dochodzi inwestycja w transmisje telewizyjne i cykl programów w TVN Turbo, które okazały się sukcesem.

Jak wysoka była oglądalność tego programu?

- Niektóre z odcinków oglądało 60-80 tys. osób. Ktoś może narzekać i pytać dlaczego te odcinki były takie krótkie, ale trzeba znać prawa rynku telewizyjnego. Nic samo się nie zrobi. My postawiliśmy na dużą liczbę powtórek, żeby pokazać się w różnych miejscach ramówki TVN Turbo. Nie da się wyjaśnić w pięć minut zasad futbolu amerykańskiego, ale można pokazać z czym to się je, albo chociaż zachęcić do zainteresowania się naszą dyscypliną i SuperFinałem.

Dlaczego TVN Turbo nie transmitowało 2. i 3. kwarty Superfinału?

- To wynik umowy ze stacją. Nie było takiej woli, żeby przy pierwszej takiej imprezie oddać całą antenę tylko na Superfinał. TVN Turbo nie charakteryzuje się transmisjami na żywo. Mają Puchar Polski w piłce nożnej, ale jakby zliczyć długość tego meczu z dwoma kwartami futbolu, to czasowo wyjdzie podobnie. Generalnie ramówka TVN Turbo obejmuje programy 20 czy 30-minutowe. Typowo kanałem sportowym w platformie N jest nSport HD. Tam przecież była relacja z całego meczu i nadal można oglądać powtórki. Walczyliśmy też o internetową relację live, ale TVN nie praktykuje takich rzeczy, ale za to przez rok można obejrzeć mecz w TVN Playerze i VOD N-ki.
Chcieliśmy pokazać się w telewizji sportowej i lifestylowej oraz w samej Europie. Eurosport był bardzo zainteresowany transmisją na żywo, ale nie pozwoliły na to prawa telewizyjne. To bardzo skomplikowana i delikatna kwestia.

Jaka była oglądalność Superfinału?

- W szczycie skumulowana, „pikowa” oglądalność była podobno około 230 tysięcy widzów (koło godz. 18 czyli jeszcze w pierwszej kwarcie). Liczba stale oglądających wyniosła 30-50 tys.

Ostatni Super Bowl w Polsacie Sport śledziło 23 tys. osób.

- Nie chcę deprecjonować poziomu gry w rodzimej lidze, bo ten wzrasta w piorunującym tempie, ale rzeczywiście może to być zadziwiające, że ktoś wybrał mecz polskiej ligi zamiast finału NFL. Dla ludzi jest ważne, to co się dzieje tu i teraz. Wzrost popularności NFL i PLFA jest i będzie komplementarny.

A w Eurosporcie?

- Tych danych niestety jeszcze nie posiadam. Eurosport bardzo nas chwalił za jakość transmisji i organizacji wydarzenia. Bardzo wysoko został oceniony informator prasowy w języku angielskim, który otrzymali wszyscy komentatorzy Eurosportu w Europie. Był na światowym poziomie, za co trzeba docenić świetną pracę Alexa Zarganisa. Moją nieznośną cechą jest perfekcjonizm i zwracania uwagi na detale. Ale to właśnie często szczegóły decydują o tym czy coś jest dobre, czy świetne. W Eurosporcie można było obejrzeć finał Eurobowl na bardzo ładnym kameralnym obiekcie na 4 tys. widzów, ale samo boisko nie było odpowiednio przygotowane. Poziom sportowy był wysoki, ale organizacja zostawiała wiele do życzenia. Podobnie jakość transmisji telewizyjnej. To powinno dać choć odrobinę do myślenia wszystkim malkontentom w Polsce.

Jaki był odzew kibiców, dziennikarzy czy samych zawodników europejskich po transmisji w Eurosporcie?

- Był naprawdę potężny odzew. Oczywiście część federacji jest po prostu wściekła, że nasz finał został tak zorganizowany. Niemcy i Austriacy są źli bo mała Polska pokazała, że „sky is the limit”, jeśli oczywiście dysponuje się odpowiednią grupą działających profesjonalnie osób. Niemiecka federacja nie raczyła nawet umieścić na swojej stronie wzmianki o naszym meczu a austriacka skrytykowała twierdząc, że podawana przez nas liczba widzów jest nieprawdziwa. To urocze. Szczególnie dowcipne były maile od austriackich kibiców, którzy po transmisji w Eurosporcie pogratulowali nam pisząc, że bardzo by chcieli by futbol w ich kraju wyglądał kiedyś tak jak u nas.

Transmisja nie była idealna, ale ciężko żeby osoby nie mające styczności z futbolem od razu wszystko wykonywały perfekcyjnie. Naprawdę dużo czasu poświęciliśmy na stworzenie grafik i naukę jak i przede wszystkim co pokazać. Dobrą robotę ponownie (przyłożyli się też do telewizyjnego debiutu w 2011 roku w Bielawie) wykonali Tadek Janczykowski z Krakowa i Tomek Rzeźnik z Poznania którzy pomogli w realizacji. Obaj operowali w OBI-vanie stanowiąc poniekąd część 60-osobowej ekipy technicznej TVN, która obsługiwała nasz mecz.

Bez medialnego wsparcia trudno osiągnąć sukces.

- Powiem więcej, kluczem do rozwoju są właśnie media. Wsparcie samo się nie narodziło, trzeba o nie zabiegać. Od początku istnienia ligi nie ominęliśmy ani jednej notatki przedmeczowej lub pomeczowej. Bardzo mocno stawiamy też na teksty anglojęzyczne. Dzięki temu wielu krajów zrzeszonych w IFAF myśli, że mamy w Polsce bardzo wysoki poziom sportowy, nie wspominając już o organizacyjnym. Nie odnosilibyśmy sukcesów gdybyśmy nie koncentrowali się na konsekwentnej pracy z mediami. Oczywiście można i trzeba tę pracę wnieść na wyższy poziom, ale do tego potrzebni są ludzie i odpowiednie finansowanie.

Ludzie z zewnątrz - czy to dziennikarze, przedstawiciele innych sportów, osobistości w sporcie polskim i międzynarodowym, czy duże organizacje międzynarodowe - zauważają i komplementują naszą pracę, a ci wewnątrz krytykują, istny paradoks. To jest przykre, ale nie można bez przerwy zwracać uwagi na notoryczne i chyba genetyczne marudzenie, bo mogłoby to poskutkować chorobą psychiczną. Zresztą, gdybyśmy koncentrowali się na krytyce to już dawno dalibyśmy sobie spokój z organizacją futbolu. Brak sukcesu ściąga krytykę, sukces krytykę i wrogów.

SuperFinał przyniósł dochody? To była naprawdę potężna impreza i można mieć sporo wątpliwości.

- Na ten moment nie jestem jeszcze w stanie powiedzieć w jakim stopniu jesteśmy nad kreską, bo jeszcze impreza nie jest w całości zbilansowana i rozliczona, ale na pewno jesteśmy nad nią. Impreza obwarowana była potężnym ryzykiem, którego w żaden sposób nie ponosiły kluby tylko organizator rozgrywek. Dzięki wzorowej współpracy z Narodowym Centrum Sportu udało nam się uzyskać bardzo dobre warunki, nie tylko finansowe. Zresztą, organizując SuperFinał nie mogliśmy pozwolić sobie na straty. Zaraziliśmy NCS naszą pasją i pokazaliśmy, że można zrobić coś innego z pompą i w pełni profesjonalnie. Gdy NCS podsumowywało imprezę, to pokazano nam zdjęcia matek z małymi dziećmi, nawet takimi w wieku niemowlęcym. Usłyszany komentarz był bardzo wymowny: „dla takich osób i imprez budowaliśmy ten stadion”. Co warte podkreślenia w trakcie całego wydarzenia nie było żadnego nieprzyjemnego incydentu, policja nie interweniowała ani razu. Nic nie zostało też uszkodzone na stadionie. To jest absolutny ewenement.

Dużo osób opuściło trybuny w przerwie nie mówiąc już o końcówce meczu.

- Nie przesadzajmy. Szacujemy, że 80% osób powróciło na druga połowę. Pamiętajmy też, że mnóstwo ludzi przyszło z małymi dziećmi już na piknik. Mając małe dziecko nie jesteś w stanie wytrzymać wielu godzin. W skrajnym przypadku, uczestnictwo w pikniku od początku i doczekanie do momentu, gdy ostatnie płatki confetti opadły na murawę Stadionu Narodowego zajęłoby siedem i pół godziny. Zrobiliśmy w trakcie SuperFinału ankiety wśród widzów i wynika z nich, że część osób faktycznie przyszła na mecz, żeby zobaczyć z bliska Stadion Narodowy (30%), ale równie dużo, bo też 30% osób jako główną motywację przyjścia na tę arenę podawało chęć obejrzenia meczu futbolu amerykańskiego. Co ciekawe prawie co drugi z licznej grupy ankietowanych mówił, że przed SuperFinałem był już na meczu futbolu amerykańskiego. Co 6 gość imprezy bywa na meczach często. Jeszcze inni chcieli spędzić fajnie dzień. Co ciekawe aż jedna trzecia osób przyszła 3 godziny przed rozpoczęciem meczu, a ponad połowa widzów 2 godziny przed pierwszym wykopem! 51% procent osób, które tego dnia pojawiły się na Stadionie Narodowym zadeklarowała, że są na meczu futbolu amerykańskiego pierwszy raz w życiu. Jestem przekonany, że nie po raz ostatni. Oczywiście nie każdy kto przyjedzie na mecz powie „to jest mój sport”. Ale będą tacy, którzy stwierdzą, że warto dać futbolowi amerykańskiemu szansę i zainwestować swój czas w tę dyscyplinę.

Może przyjdą nie tylko na mecz ligowy, ale również na mecz reprezentacji polski w futbolu amerykańskim?

- Utworzenie reprezentacji narodowej jest przedsięwzięciem potężnym ze względów logistycznych i finansowych. Nie można stworzyć kadry tylko po to, żeby zagrać sobie dwa mecze i rozejść się do domu. To musi być plan długoletni. Chcemy już w przyszłym sezonie zagrać towarzyskie mecze, jeden przed i drugi po sezonie. Nie mogę ujawniać zakulisowych rozmów i mechanizmów w tej kwestii, ale jest realna szansa zaistnienia naszej reprezentacji podczas … Mistrzostw Świata, które już w 2015 roku zostaną rozegrane w Szwecji.

Kolejne ważne pytanie dotyczy tego jak będą wyglądać rozgrywki narodowe pod egidą IFAF Europa, czyli kontynentalnego ramienia Międzynarodowej Federacji Futbolu Amerykańskiego – na wzór struktury koszykarskiej organizacji – FIBA. Wszystko wskazuje na to, że EFAF zostanie zlikwidowany. Taka jest naturalna konsekwencja praktycznie jednogłośnych ustaleń ostatniego Kongresu IFAF.

Regularne treningi i zgrupowania to kolejne obciążenie dla zawodników, ale i trenerów. I przede wszystkim pochłania dużo pieniędzy.

- To dodatkowe wyzwanie dla zawodników. Grają w klubach, pracują, studiują. Niemiecka federacja uznawana jest za najpotężniejszą w Europie, ale część najlepszych zawodników często nie jedzie na różne imprezy międzynarodowe bo gracze muszą sami opłacać przeloty, wyżywienie i nocleg. Gdy w 2007 r. reprezentacja Niemiec leciała do Japonii to na pokładzie samolotu znaleźli się ci gracze, których było stać. Oczywiście nie zmienia to faktu, że nasz zachodni sąsiad wystawił znakomitą reprezentację. Australijczycy, którzy występowali w zeszłym roku w Mistrzostwach Świata w Austrii musieli wyłożyć po 5 tys. dolarów, żeby dostać tęgie lanie.

Kiedy futbol amerykański stanie się sportem w rozumieniu MKOL?

- Międzynarodowa Federacja Futbolu Amerykańskiego wystąpiła niecałe pół roku temu do MKOL z wnioskiem o uznanie futbolu jako dyscypliny sportowej. Dopiero później można dążyć do wpisania na listę sportów olimpijskich. Wniosek jest rozpatrywany i podobno na dobrej drodze do przyjęcia go przez stosowne grono wykonawcze. W przeciągu roku, albo wcześniej, wszystko powinno się wyjaśnić i wtedy otworzy się droga do zarejestrowania futbolu amerykańskiego w Polsce.

Czy zarejestrowanie sportu nie spowolni rozwoju dyscypliny? Ten krok trzeba wykonać, ale istnieją obawy przed wzrostem biurokracji i nagłego pojawienia się dużej ilości mądrych głów z PKOL.

- Są plusy i minusy każdej z możliwych form ukonstytuowania organizacji sportowej. Niezmiennie uważam, że najbardziej idealnym modelem jest ten amerykański, gdzie organizacja sportu jest osadzona na fundamentach biznesowych. Natomiast trzeba dostosować się do panujących warunków europejskich i polskich.

Teraz może przejdę do trochę innej, aczkolwiek równie palącej kwestii. Kiedy zostaną wprowadzone obowiązkowe badania medyczne dla zawodników w PLFA?

- Ten temat był już poruszany na dwóch ostatnich spotkaniach ligowych, ale kluby oporowały. To jest bardzo ważne, żeby zawodnicy mieli aktualne badania medyczne oraz ubezpieczenia, ale zdajemy sobie sprawę, że nie jest to temat ani łatwy, ani tani. Pracujemy nad tym z Jackiem Urbańczykiem i chcemy doprowadzić do obowiązkowych badań.

Także nad badaniami nad dopingiem?

- Po przekształceniu w Związek Sportowy to będzie obowiązkowe. Nie łudźmy się jednak, że będzie ich bardzo dużo. Koszty takich badań są ogromne. Jednym z kroków uznania jakiejkolwiek dyscypliny za sport jest spełnienie wszystkich warunków WADA [Światowa Agencja Antydopingowa – przyp.red.].

Czy Pan Prezes pozostanie na swoim stanowisku? Chodzą dość nikłe słuchy założenia osobnej ligi bez Pana osoby.

- Takie inicjatywy były już wiele razy. Koordynacja i rozwijanie rozgrywek, szczególnie jeśli stawia się sobie ambitne cele, to naprawdę ciężka praca, jeśli ktoś uważa, że całe przedsięwzięcie pod banderą PLFA jest do kitu to brutalnie mówiąc: droga wolna. Pewnie nie byłoby to dobre dla dyscypliny, ale jeśli ktoś uważa, że potrafi zrobić wszystko lepiej…

Niektórzy uważają, że to jest prywatne poletko Jędrzeja Stęszewskiego.

- Pewne rzeczy narzucano co mogło się nie podobać, ale uważam że przyjęta przez nas formuła była właściwa na początku rozwoju naszej dyscypliny. Bez względu na to kto by ją prowadził. Poświęciłem się tej dyscyplinie, to moje życie od wielu lat, a z natury jestem profesjonalistą i niestety perfekcjonistą. Moja pozycja w IFAF nie jest raczej kaprysem najważniejszych decydentów w światowym futbolu.

Jak wygląda praca prezesa PLFA?

- Przez ostatnie pół roku pracowałem 15-16 godzin dziennie po 7 dni w tygodniu i nie jest to hiperbola a smutny fakt. Czasu na „normalne’ życie nie było wcale. W tym wymiarze to praca ponad moje siły. Właśnie spojrzałem na moją główną skrzynkę mailową i z przerażeniem dostrzegłem, że od czerwca zeszłego roku otrzymałem 18 tysięcy e-maili, a wysłałem ich 16.5 tysiąca. A przecież to tylko jedna ze skrzynek, a ogólniej tylko część mojej pracy. Miałem niedawno tydzień urlopu, ale i tak zmuszony byłem zabrać laptopa i wieczorami i nocami odpowiadać na korespondencję oraz dbać o sprawy ligowe. Naprawdę nie wiem ile musiałbym odebrać urlopu gdybym był zatrudniony na pełen etat, ale pewnie przez te 6 lat uzbierałoby się ze cztery miesiące [śmiech - przyp.red.], nie wspominając już o kompensacie urlopowej za pracę w praktycznie każdy weekend, w który gra liga. Ogrom pracy przed nami. Obecnie szukamy niewielkiej siedziby służącej za biuro ligi, bo nie możemy następnej imprezy na Stadionie Narodowym organizować w 9-metrowej kuchni.

Może najwyższy czas na powołanie kogoś na stanowisko wiceprezesa?

- Patryk Tyryłło bardzo mocno pomaga w organizacji i rozwoju ligi, bez jego zaangażowania nie byłoby SuperFinału na Narodowym. Gabriel Zdrojewski coraz mocniej wdraża się w koordynowanie działań Biura Prasowego i inne aktywności ligowe. Organizacyjne aktywny jest też Marcin Łojewski. Naprawdę wiele osób pomaga w mniejszym lub większym stopniu organizowaniu ligi, ale kiedy dla kogoś jest to dodatkowe zajęcie, to nie zawsze wszystko się udaje i naturalnie nie można wymagać tyle ile od osoby zatrudnionej. Odrębną sprawą jest szeroka kadra organizacyjna SuperFinału. Udało nam się z Patrykiem zbudować zespół ze specjalistów w różnych dziedzinach. Ponad wszystko grupa ta świetnie się rozumie i miała nieskrywaną radość z uczestniczenia w organizacji tak potężnego przedsięwzięcia. Oczywiście cały czas prowadzę „scouting”, kadra menadżerska musi się powiększyć, to tylko kwestia czasu. Gdy słyszę, że Duńczycy czy Szwedzi zatrudniają 3-4 osoby na dobrze płatny etat to cierpnie mi skóra. Niedawno dawałem wywiad poczytnemu brytyjskiemu portalowi futbolowemu (zachęcamy do lektury: Link - przyp. red.). Gdy dziennikarze usłyszeli, że budżet ligi wynosi około 30 tys. euro (bez kosztów sędziowania meczów) to złapali się za głowy mówiąc, że jesteśmy chyba z równoległej rzeczywistości.



Rozmawiał Piotr Bera
piotr.bera@nfl24.pl

Foto: nac.com.pl

Kopiowanie jakichkolwiek tekstów lub materiałów ze strony bez zgody administratorów jest zabronione
UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.92' for table 'nfl24_settings'UPDATE command denied to user 'nflzosnsstrona'@'10.14.20.92' for table 'nfl24_settings'