W NCAAF nadszedł czas na kolejny tydzień pt.: someone’s 0 got to go. W zeszłej kolejce z szerokiego grona faworytów tego niezbyt chlubnego zaszczytu dostąpiły drużyny Oregonu i Boise w tej czas na kolejne uniwersytety mierzące (i marzące) w występ w play-off.
Spotkania Ole Miss z Alabamą nie trzeba reklamować. To będzie pierwszy poważny test w tym sezonie dla Rebels i zobaczymy jak poradzą sobie z powstrzymaniem gry dołem Tide i ile tak naprawdę warta jest punktująca na potęgę w pierwszych meczach ofensywa przeciw najlepszej defensywie w lidze. W Tuscaloosa ostatni raz wygrali 27 lat temu

.
Prawdopodobnie 0 w rekordzie utraci BYU chociaż trzecia wygrana z rzędu po hail mary to byłoby coś choć na UCLA takie ostatnie podanie może nie wystarczyć. Zobaczymy też jak w spotkaniu przeciw Georgia Tech poradzi sobie Notre Dame, a wystąpią bez podstawowego QB, TE i RB (trochę dużo tego).
Ciekawie może być tez w spotkaniu Bostonu z FSU mimo że pierwsze 2 wygrane Eagels były przeciw drużynom z FCS. BC potrafi zaskoczyć a już zeszłoroczne spotkanie tych uniwerków było bardzo zacięte. Bolesna byłaby porażka USC z Stanfordem, to spotkanie najlepszej ofensywy z defensywą w ramach konferencji . Ze względu na historię spotkań i motywację graczy wynik może pójść w obie strony chociaż Trojans są zdecydowanym faworytem.
I ostatnie spotkanie czyli pojedynek tygrysów. LSU wraca opromienione zwycięstwem nad Mississippi State z kolei naprzeciw nich staje drużyna zagadka czyli Auburn które tylko wymęczyło zwycięstwo nad Jacksonville. Trzymam kciuki za niedocenianą przed sezonem Louisiane i liczę na zwycięstwo z trochę przecenianym początkowo Auburn.
Ja się może skusze na Boston – FSU dzisiaj w nocy, następnie albo LSU jutro wieczorem, albo Alabame nad ranem i jak dotrwam to zlukam końcówke UCLA – BYU.